Śpioch
Krasnal drzemiący spokojnie u zbiegu ulic Św. Mikołaja i Odrzańskiej, obok wejścia do podziemnej osady.
Jedyny w swoim rodzaju strażnik, który większość czasu spędza pogrążony w objęciach Morfeusza…
To właśnie temu krasnalowi powierzono przed laty zadanie pilnowania wrót prowadzących do podziemnej osady. On jednak, od dziecka gnuśny i leniwy, niezbyt przejął się swoim zadaniem i oparłszy się o kamienną konstrukcję zapadł w głęboki sen, z którego od czasu do czasu przebudza go jedynie zapach pysznego jadła. Nikt już dziś nie umie powiedzieć kto i kiedy zadecydował, że to właśnie Śpioch stać będzie na straży wejścia do podziemnego świata wrocławskich krasnali. Najwyraźniej jednak szybko pojął on swój błąd, bo do dziś nikt nie chce się przyznać do tego pomysłu.
Nie do końca jasne jest też, dlaczego Wrocławska Rada Krasnali nie zdecydowała się jeszcze na zwolnienie Śpiocha z funkcji strażnika wejścia. Niektórzy twierdzą, że wrota do podziemnej osady są tak małe, że i tak żaden nieproszony gość nie ma szans by się tam dostać. Lepiej więc powierzyć ospałemu krasnalowi funkcję reprezentacyjną, niż ryzykować zlecenie mu poważniejszych zadań. Inna teoria głosi, że głośne chrapanie Śpiocha pełni rolę sygnalizacyjną i ułatwia odnalezienie głównego wejścia. Są też i tacy, którzy wierzą, że przebudzi się on dopiero gdy kościołowi św. Elżbiety zacznie zagrażać niebezpieczeństwo. Podobno to właśnie dzięki niemu w 1975 roku udało się opanować pożar dachu, ponieważ w porę poderwał się on na nogi i ostrzegł ludzi. Być może właśnie dzięki tym zasługom nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, aby pozbawić stanowiska jedynego w swoim rodzaju „strażnika”.
Najstarsze nawet krasnale nie pamiętają, aby kiedykolwiek przebudził się on na dłużej, niż wymagałoby tego zjedzenie wieczornego posiłku. Niezbyt zainteresowany tym, co dzieje się dookoła, chwilę po przekąszeniu małego co nieco przeciąga się leniwie, mlaska i zamyka oczy. Czasami budzi się na moment, zerka w słońce i ziewając mruczy coś pod nosem. Naiwnością wykazałby się jednak ten, komu wydawałoby się, że ma jakąkolwiek szansę na zamienienie z nim choćby kilku słów. Obudzenie Śpiocha to zadanie niełatwe – a jeśli nawet komuś uda się wyrwać go z błogiego snu, w najlepszym razie zostanie obrzucony niechętnym spojrzeniem spod kapelusza i wyniośle zignorowany… Podobno byli i tacy, którym udało się sprowokować Śpiocha do wypowiedzenia kilku słów w starokrasnoludzkim języku. Z wrodzonej delikatności nie uznajemy jednak za stosowne tłumaczyć tego, co zdarzało się wypowiadać silą wyrwanemu ze snu krasnalowi…