Wywiad z Marcinem Garcarzem – pijkranowke.pl
Jedną z najważniejszych rzeczy, którą chcemy wiedzieć, wybierając się w podróż, jest to, czy na miejscu można pić wodę prosto z kranu. Jak odpowiedziałby Pan na takie pytanie turystom przyjeżdżającym do Wrocławia z różnych stron świata? Można?
Marcin Garcarz, wiceprezes zarządu MPWiK we Wrocławiu: Jak najbardziej. Nasza woda jest znakomita. Spełnia wszystkie wymogi Unii Europejskiej, WHO i polskiego Ministerstwa Zdrowia. Można ją pić nie tylko prosto z kranu, ale także – podobnie jak w Rzymie, Paryżu, Londynie i wielu innych europejskich miastach – z publicznych zdrojów. Na razie mamy kilkanaście takich poidełek, głównie w centrum, ale nie tylko. Każdego roku staramy się dostawiać nowe.
Skąd się bierze woda we wrocławskich kranach i zdrojach?
Niemal 100 proc. wody, z której korzystamy we Wrocławiu płynie do nas z gór, a dokładniej z Masywu Śnieżnika, skąd wypływa Nyska Kłodzka. Z niej jest przepompowywana specjalnym kanałem do rzeki Oławy, skąd trafia na tereny wodonośne, gdzie się wstępnie oczyszcza, a stamtąd do jednego z dwóch Zakładów Produkcji Wody, gdzie jest dokładnie oczyszczana i uzdatniania. Stamtąd tłoczymy ją do sieci wodociągowej, która liczy ponad 2 tys. kilometrów. To tyle, ile stąd do Barcelony.
Skąd wiadomo, że woda z kranu jest w pełni bezpieczna?
W ciągu każdego roku na każdym etapie produkcji pobieramy 10 tys. próbek i przeprowadzamy 100 tys. analiz, a to oznacza, że badamy wodę co 5 minut.
Badania badaniami, ale niektórzy ludzie, zwłaszcza starsi, obawiają się kranówki, bo gdy zaglądają do wnętrza czajnika, widzą kamień…
To kwestia wytrącających się podczas gotowania związków wapnia i magnezu. W naszej wodzie jest także sód i potas. Każdy z tych pierwiastków jest bardzo cenny i odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie organizmu, m.in. układu nerwowego, krwionośnego itd. Każdy z nich można w kupić w aptece w postaci suplementu diety, tylko po co to robić, skoro wszystkie są w wodzie? Te same pierwiastki są także w wodach butelkowanych: gdy przyjrzymy się ich składowi, zobaczymy to samo, co jest we wrocławskiej kranówce. Różnica jest przede wszystkim w cenie.
Za litr wody butelkowanej płacimy średnio 2 zł. A za wodę z kranu?
Litr kranówki kosztuje 1 grosz, a więc korzystanie z niej to po prostu czysta oszczędność, co ma znaczenie przede wszystkim dla mieszkańców, którzy mogą robić to stale. Na stronie kampanii społecznej "Pij kranówkę" (www.pijkranowke.pl), jest kalkulator, który pozwala przeliczyć, ile pieniędzy możemy zaoszczędzić w ciągu roku, rezygnując z wody butelkowanej na rzecz tej z kranu. Przeciętnie to aż 1400 zł! Jest jeszcze jedna ciekawa kwestia, na którą rzadko zwraca się uwagę: woda, którą kupujemy w sklepach, ma roczny termin przydatności do spożycia i nigdy nie mamy stuprocentowej pewności, czy przez ten cały czas była przechowywana jak należy. Po co pić wodę, która stała w butelce nawet rok, skoro z kranu płynie świeża?
Decydując się na kranówkę, możemy też ulżyć naszym kręgosłupom: nie trzeba nosić ciężkich zgrzewek…
To prawda, a przy okazji możemy też zrobić coś dla środowiska, bo wybierając taką opcję, produkujemy ok. 26 kg plastikowych śmieci mniej.
Niektórzy filtrują kranówkę. Warto to robić?
Nie ma takiej potrzeby, ale jeśli komuś dzięki temu woda bardziej smakuje, to czemu nie. Można ją także pić z dodatkiem listków mięty, plasterkiem cytryny lub pomarańczy, a jeśli ktoś lubi bąbelki, może korzystać z domowych urządzeń nasycających ją gazem. Możliwości jest mnóstwo. Dla nas najważniejsze jest to, by ludzie mieli świadomość, że nasza woda jest zdrowa i można ją pić bez obaw.
Od kilku lat MPWiK zachęca do tego wrocławian za pomocą wspomnianej już kampanii "Pij kranówkę". Dlaczego to takie ważne?
Robimy to z prostego powodu: gdyby wszyscy wrocławianie zrezygnowali z picia wody butelkowanej na rzecz kranówki, w ich kieszeniach zostałoby sto kilkadziesiąt mln zł, a kilkadziesiąt kolejnych milionów zaoszczędzilibyśmy jako społeczność, bo nie musielibyśmy płacić za utylizowanie plastiku. Korzystanie z wody z kranu jest więc dobre dla zdrowia, kieszeni i środowiska.
I jaki procent mieszkańców miasta udało się do tego przekonać?
Z badań, które przeprowadziliśmy dwa lata temu, wynika, że po kranówkę sięga połowa wrocławian.
A co pije ta druga połowa?
Głównie wodę w butelkach PET. Sądzę, że to w dużej mierze efekt kampanii marketingowych prowadzonych przez wielkie koncerny, które pojawiły się w Polsce w latach 90. Tak intensywnie zachęcały do picia wody butelkowanej, że w wielu domach stało się to dogmatem, choć wcześniej nie było. Pamiętam z własnego dzieciństwa, że przybiegało się do domu z podwórka i bez obaw piło wodę z kranu.
A co z chlorem? Czy we wrocławskiej kranówce da się wyczuć jego zapach?
Nie, już od dawna nasza woda nie ma takiego zapachu. Chlor zabezpiecza wodę przed wirusami i bakteriami, więc nie da się z niego całkowicie zrezygnować. Dawki, które stosujemy, są jednak śladowe, więc zapach jest niewyczuwalny. Potwierdzają to chociażby degustacje, do których zapraszamy mieszkańców przy różnych okazjach: ich uczestnicy nie są w stanie ani po zapachu, ani po smaku odróżnić wrocławskiej kranówki od wód butelkowanych, zwłaszcza jeśli dodamy do niej gaz. W sklepach jest ta sama woda, tyle że zapakowana w plastik, droższa i nie tak świeża.
Co powiedziałby Pan na koniec turystom odwiedzającym nasze miasto?
Zamiast kupować wodę butelkowaną w sklepie, odkręćcie kran albo skorzystajcie z publicznego zdroju. Napełnijcie wielorazową butelkę albo bidon i pijcie bez obaw, zwiedzając Wrocław. Smacznego!
Redakcja www.wroclaw.pl